„Znam Twoje imię, Ty moje znasz.”
Siedzę cicho. Siedzę sama. Spoglądam w okno. Czekam.
Wciąż czekam na jakiś znak, na sygnał. I nic. Wstaję.
Odwracam się tyłem do okna i idę w stronę kuchni.
Jej wciąż nie ma.
Myślisz, że jesteś taka dorosła, wędrując w wysokich szpilkach i krótkiej mini przez miasto. Mężczyźni odwracający się na Twój widok, tylko potwierdzają Twoje przekonanie, kręcisz biodrami i upajasz się tym jak na Ciebie patrzą. Nie zauważasz jak bardzo ten wzrok pozbawiony jest czegoś głębszego, bo widzą w Tobie tylko narzędzie do zaspokojenia swoich potrzeb, ale przecież Ty nie chcesz tego widzieć.
Kolejna noc, kolejna dyskoteka, kolejna działka. Twój świat jest taki przewidywalny. Ty widzisz to jednak inaczej, jest przecież taki ekscytujący. Jak długo jeszcze będziesz udawać? Jak długo nie dopuścisz do siebie uczuć?
Biały proszek w drinku. Bawi Cię ta sytuacja, bawią Cię ręce kolejnego nieznanego mężczyzny na Twojej talii. Przestaje Cię to bawić, kiedy lądujesz z torsjami w toalecie, znowu przesadziłaś. Chociaż może to i lepiej? Może to lepiej, dlatego że wylądowałabyś w łóżku, nie wiadomo z kim, nie wiadomo w jakim stopniu zdrowym.
Na chwiejnych nogach opuszczasz toaletę. Jesteś sama. Powiedz, gdzie Twoi przyjaciele? Odwracasz się i napotykasz spojrzenie ciemnych oczu. Spojrzenie, które zniszczyło Ci życie.
On stoi i patrzy. Patrzy na wrak człowieka, który sam stworzył. Zaczynasz się zastanawiać, jak dużo widzi, jak wiele z tego, „czym” się teraz stałaś, uważa za swoją zasługę. Przełykasz głośno ślinę, czego przecież nie słychać przez dochodzącą zewsząd muzykę. Odwracasz się i wychodzisz, nie potrafisz pojąć, czemu znowu natknęłaś się na niego. Akurat tutaj, akurat teraz. Nie potrafisz też pojąć, dlaczego on wychodzi za Tobą.
Z jakiego powodu, zarzuca na Twoje ramiona swoją marynarkę?
-Po co? – Pytasz spokojnie, wyjmując drącymi palcami papierosa z pomiętej paczki. –Czego znowu ode mnie chcesz?
-Dopóki Cię nie zobaczyłem, nie chciałem nic. – Odpowiada cicho, patrząc Ci w oczy.
Nienawidzisz go. I tak bardzo jak go nienawidzisz, tak bardzo go kochasz. Przecież do pewnego czasu, to on był Twoim uzależnieniem. Powodem by rano wstać. Oddychasz głęboko.
-A teraz? – Pytasz, chociaż być może nie chcesz znać odpowiedzi.
-Teraz widzę, jak bardzo potrzebujesz pomocy. – Wypuszczasz duszący dym z płuc, po czym prychasz.
-Jakoś wcześniej miałeś to gdzieś, miałeś to gdzieś, kiedy jednego dnia, mówiłeś jak bardzo mnie kochasz, a drugiego wyjechałeś bez żadnego do widzenia. – Jego wspaniałą twarz przecina grymas, czyżby bólu? Kręcisz głową.
-Zara, to nie tak… -Zaczynasz się śmiać. Śmiejesz się coraz głośniej. Nagle Twój śmiech się urywa. Patrzysz prosto w jego oczy.
-To nie tak? To nie tak, że kiedy tylko nadarzyła się okazja, zostawiłeś mnie bez słowa, bo tak było Ci wygodniej? To nie tak, że jak tylko wyjechałeś pocieszyłeś się kimś innym? To nie tak, że Twoje kocham, to tylko puste słowo? – Twój wzrok jest nieugięty, a on? On stoi i milczy. Nie mówiąc nic.
-Widzisz Jędruś… - Tu wskazujesz na siebie. – Pogratuluj sobie, oto, co stało się z Twoim udziałem. Oto, co robi z kobietą miłość do Ciebie. Szczerzę gratuluję.
Odwracasz się na pięcie i ruszasz w swoją stronę. Myśli kłębią się w Twojej głowie. Nie umiesz ich uporządkować. W Twoich żyłach od, sama nie wiesz jak dawna, zaczyna krążyć prawdziwa adrenalina. Życie. Oddychasz pełną piersią.
-Zara… - Słyszysz za sobą Jego głos, nie odwracasz się. Mimo to wiesz, że on idzie za Tobą. Milczysz.
-Gdybym mógł cofnąć czas, zrobić to inaczej… Byłem gówniarzem, nie rozumiałem jak wielką krzywdę Ci wyrządzam. I wiem, że zwykłe przepraszam to za mało, tak bardzo chciałbym to naprawić, tylko mi pozwól…
-Znam Twoje imię, Ty moje znasz… - Przerywasz mu. – W błękitnych oczach zgasiłeś blask.
Stoisz dumna, z wyprostowanymi plecami, patrząc w Jego twarz, kiedyś tak Ci drogą.
-Odejdź Andrzej. Odejdź i nigdy więcej nie wracaj.
Siedzę cicho. Już nie sama. Wróciła. Zapłakana, ale inna. Coś w niej pękło.
Co? Nie wiem, może mi powie. Jutro.
Teraz stoję i patrzę na śpiącą twarz mojej córki. Tak bardzo skrzywdzonej, tak bardzo słabej. Wiem jak było jej ciężko, może teraz będzie lepiej?
Wiem jedno. Z całego serca nienawidzę go za to, co zrobił mojemu dziecku. Nigdy mu tego nie wybaczę, a kiedyś zapłaci za to ogromem swojego cierpienia.
Zagryzasz wargi, siedząc w skórzanym fotelu. Lekarz gratuluje Ci pomyślnie odbytego odwyku. Za drzwiami gabinetu czeka Twoja matka, w domu dwie stare koleżanki, które w tym najgorszym okresie wróciły, tłumacząc, że nie chciały Cię zostawić, ale byłaś inna. Byłaś obca i nie chciałaś ich w swoim życiu. Teraz jesteś inna. Może nie taka jak kiedyś, może bardziej doświadczona.
Wychodząc na zewnątrz, patrzysz w niebo. Nie jesteś gotowa, żeby go spotkać. Nie jesteś gotowa, wykrzyczeć mu w twarz nagromadzonej w sobie złości. Kiedyś to zrobisz. Kiedy będziesz gotowa.
Teraz? Teraz wracasz do domu. I postarasz się ułożyć sobie życie, poukładać składankę, tak bardzo przez niego skomplikowaną.
„Andrzej, byłeś najczarniejszą Wroną w moim życiu.”
Zafira
~*~
Może kiedyś wytłumaczę wam, skąd ta historia.
Może.
L.