niedziela, 24 sierpnia 2014

Imię trawy


"Ty chcesz w wazony wstawiać mnie,
a ja jestem polną trawą..."


                   Obuszkami palców, badam delikatnie fakturę skóry na twoim nagim torsie. Wciągasz gwałtownie powietrze, co wywołuje delikatny uśmiech na moich wargach, podnoszę wzrok znad twojego ciała, by spojrzeć w twoje niesamowite oczy. Wpatrujesz się w moją twarz z nieodgadnionym wyrazem swojej i gdyby nie rozchylone usta, uznałabym że moje zabiegi nie robią na tobie najmniejszego wrażenia.
Podciągasz mnie wyżej, by schować twarz w moich rozsypanych wszędzie włosach, chichoczę cicho i czuję jak twoje usta tuż przy mojej szyi, wyginają się w delikatnym uśmiechu.

-Myślałaś o tym co ci powiedziałem? –Pytasz spokojnie, a moje czoło przyszywa pionowa zmarszczka. Nie chcę teraz o tym rozmawiać, bardzo ale to bardzo nie chcę. Musisz psuć taką chwilę?

-Mhm… -Wymrukuję niewyraźnie, zamykając oczy. Czuję jak się odsuwasz. Ląduję na poduszce. Już mnie nie dotykasz, czuję na sobie jedynie twoje przeszywające spojrzenie. Nagle czuję się taka zawstydzona, podciągam na siebie kołdrę i zaciskam usta w wąską kreskę.

-Ej, Idia… -Mruczysz, muskając palcem mój policzek i jestem pewna że właśnie w tej chwili na mej twarzy wykwita krwisty rumieniec. –Powiedz…
Oddycham cicho, kiedy nalegasz na odpowiedź. Tak bardzo nie chciałam psuć dzisiejszego dnia…

-Ja nie mogę… - Odpowiadam butnie.

-Nie możesz co? – Otwieram oczy i spoglądam na ciebie, unosząc brew. Ty za to siedzisz przede mną z miną świadczącą, że nie rozumiesz mojej odpowiedzi. Nie rozumiesz czy nie chcesz rozumieć?

-Oj wiesz! – Burczę, siadając. Nakrycie odkrywa twojego nagie ciało, ale ty w przeciwieństwie do mnie w ogóle się tym nie przejmujesz. – Miszka…
Mruczę niczym mały kociak, a ty kręcisz głową.

-Ja nie rozumiem co w tym trudnego. – Tym razem to ty burczysz, co powoduje że uśmiecham się głupkowato, co zupełnie nie pasuje do sytuacji w jakiej się znajdujemy.
Nie rozumiesz. Przecież to proste! Tu mam rodzinę, przyjaciół, pracę… Krzywię się.

-Twój styl życia Miszka. On nie jest mój, ja tak nie umiem. Jestem jak drzewo, zapuszczam korzenie… Nie można mnie co chwilę przesadzać, bo nie wszędzie się przyjmę. – Wzruszam ramionami. Przechylasz zabawnie głowę.

-Skąd wiesz, że nie przyjmiesz się tam? – Dla ciebie to takie proste, wystarczy spróbować…

-Nie chcę sprawdzać, tu mi dobrze. – Odpowiadam szeptem, już na ciebie nie patrząc.

-Beze mnie będzie ci tu dobrze? – Gwałtownie unoszę wzrok na twoją twarz. Jak możesz tak nawet myśleć? To boli.

-Bez ciebie to nie będzie to samo, ale to nadal będzie mój dom… Miszka proszę, nie chcę tego psuć. – Przyglądasz mi się, jak gdybym była ciekawym okazem w zoo.

-Idia, czy ty nie rozumiesz? To samo się rozleci, zawsze tak jest. – Przeczesujesz palcami przydługie włosy. – Nie możemy być z daleka od siebie, to nas zabije, zabije uczucia, pasję… Wyjadę, ty zostaniesz tutaj i co? Jak to sobie wyobrażasz?!
     Do moich oczu napływają łzy, myślisz że ja o tym nie myślę? A myślę! I to odkąd mi o tym powiedziałeś i każdego dnia umieram milion razy, myśląc o tym że nasza bajka może się skończyć.
Wstajesz i zaczynasz się ubierać, jesteś taki zły.

-To nie moja wina… - Szepczę cichutko, ty jednak słyszysz. Zastygasz w bezruchu i powoli, bardzo powoli odwracasz się w moją stronę. Twoje spojrzenie jest lodowate, przeszywają mnie sztylety z lodu, kiedy zatrzymuje się na mnie.

-A moja? – Twój zimny głos sprawia, że przestaję oddychać. – Doskonale wiedziałaś z kim się wiążesz, jak wygląda moje życie. Tu nie mam już czego szukać, klub się rozpada, nie mam tu przyszłości. Z resztą! Wiedziałaś, że w końcu będę musiał wyjechać!
    Oh, i jak ci wytłumaczyć, że ja o tym wszystkim nie miałam pojęcia? I mimo tysięcy słów kłębiących się w mojej głowie, nie mówię nic. Uparcie milczę. Kręcisz tylko głową i wracasz do kompletowania garderoby, a ja w końcu oddycham cichutko.

   Piętnaście minut później już cię nie ma w naszym, moim mieszkaniu. Z moich oczu zaczynają płynąć tak długo powstrzymywane łzy. Powiedz mi, proszę jak mam ci to wszystko powiedzieć? Jak wytłumaczyć? Osuwam się w pościel po twojej stronie, jest jeszcze letnia od twojego ciała. Przytulam do siebie poduszkę na której spałeś. Tak wiele słów, tak mało czasu. I mój mur. Mur zaklętego milczenia, ale mówiłeś że to we mnie jest takie cudowne, to że odpowiadam przenośniami, że zaskakuję cię każdego dnia, że jestem twoją zagadką… Zamykam oczy. Miszka… Kocham Cię…

              Moje palce mkną po klawiszach fortepianu, cicha spokojna muzyka jaka wypływa z instrumentu zaklina ludzi siedzących przede mną. Oddycham szybciej wraz z przyspieszającym tempem utworu, zamykam oczy i daję się ponieść muzyce, bo przy niej nie muszę myśleć, bo wiem co robić, jak to robić. To takie proste, czemu życie takie nie jest? Cieszę się, że gram utwór który znam tak dobrze. Wszystko co zapląta moje myśli mogłoby sprawić, iż inny – trudniejszy, z pewnością bym pomyliła.

           Wracam późnym wieczorem. Wracam do pustego mieszkania. Miszka, gdzie jesteś? Czemu nie wracasz? Tak bardzo jest mi smutno, tak jest mi źle bez ciebie…

„Czego nam brak Miszka? Co się stało z naszymi uczuciami? Co za katastrofa wydarzyła się między nami? Wiesz, gdyby drzewa tak łatwo było przesadzać, ludzie przenosiliby całe lasy, całe puszcze. To nie byłoby zdrowe. To byłoby wbrew naturze. Proszę, spróbuj mnie zrozumieć. Ja tak bardzo tęsknię…”

Wpatruję się w tekst wysłanej wiadomości. Dla mnie mówi tak wiele… A dla ciebie? Oddycham głęboko. Mój stan zawieszenia przerywa dźwięk nadchodzącej wiadomości. Moje ręce trzęsą się kiedy chwytam telefon.

„Idia, gdyby ludzie nie próbowali tak wiele by utracili. Ja też tęsknię, ale teraz będzie tak już zawsze, bo do niczego cię nie zmuszę. Wyjeżdżam jutro o 17.”

I tyle. Tylko tyle. 28 słów, które tak bardzo bolą. Skrzywdziłam ciebie Miszka i siebie. Wiele bym dała, żeby to zmienić, ale nie mogę… Zapadam się w sobie, jestem drzewem z zapuszczonymi korzeniami. Jestem niczym róża, wabię pięknem – ale gdy zbliżysz się za bardzo krzywdzę kolcami.

Jest 16:49, siedzę w kuchni i obserwuję jak wskazówki zegara powoli poruszają się po jego tarczy. Zastanawiam się, czy będziesz na mnie czekał, czy będziesz myślał że przyjdę, by powiedzieć ci ostatni raz „żegnaj”… Choć w głębi duszy znam odpowiedź i ty też ją znasz, bo poznałeś mnie. Życzę ci jak najlepiej Miszka. Może jeszcze kiedyś nasze losy splotą się ze sobą? Może wtedy będę umiała powiedzieć ci, te wszystkie słowa zamknięte w mojej głowie.

Nadawca: Miszka
„Do zobaczenia Idia.”
Godzina wysłania: 17:00

I po moich policzkach płynął łzy. Gorzkie, zabarwione słodkimi wspomnieniami o tobie.



[ Siedem lat później. ]


„Bo nie mam imienia, nie mam imienia, abyś nim wołał mnie.
Bo nie mam imienia, znaku na ziemi... A muszę mieć, by kochać cię.”

Moje palce z doskonałą znajomością mkną po klawiszach, a głos niesie się ponad zebranymi ludźmi.

„Ja bez miłości co dzień, jestem jak bezdomna trawa...”

Kończę, nagradzana głośnymi oklaskami. Wstaję powoli i kłaniam się i naprawdę nie wiem co powoduje, że spoglądam ku ostatniemu stolikowi. Moje serce gwałtownie przyspiesza, jest zajęty przez jedną osobę. Przez ciebie Miszka.

Schodzę z podwyższenia i uśmiecham się sztucznym, wymuszonym uśmiechem do tych wszystkich ludzi. Siedzisz tam i spoglądasz wprost w moje oczy. Ruszam niepewnym krokiem w twoją stronę, widzę jak na twoich ustach błąka się tak doskonale znany mi uśmiech, a moje serce zamiera.
Wspomnienia niczym film, przesuwają się przed moim oczami. Staję przy twoim stoliku.

-Misza? – Mój głos jest cichy, niepewny.

-Idia. – Twój? Taki jak zapamiętałam. Spokojny, który koi zszargane nerwy.
Siadam, niepewna do czego to wszystko ma prowadzić, twój wzrok prześlizguje się po mojej osobie.

-Nic się zmieniłaś. I nic się nie zmieniło. – Zasysam powietrze, niepewna do czego odnosi się twojego drugie stwierdzenie. Na twojej twarzy maluje się wyraz, no właśnie: czego? – Zawsze należało słuchać o czym śpiewasz, wybrany repertuar mówił o tobie wszystko. Szkoda, że zrozumiałem to dopiero dzisiaj.

Przechylasz głowę, przeszywając mnie swoim spojrzeniem na wylot. A ja opuszczam swój wzrok, zagryzam wargę i wyginam palce. Chciałabym uciec, schować się, a jednocześnie wpaść w twoje ramiona, wtulić się w ciebie i powiedzieć to wszystko, co od siedmiu lat dusi mnie od środka.

-Miszka, ja… - Urywam, bo nie wiem czemu tu jesteś, czego oczekujesz? Unoszę wzrok i patrzę proste w twoje wielkie, cudowne oczy.

-Siedem lat Idia. Myślę, że dorośliśmy do tego żeby powiedzieć sobie wszystko, jesteś moją ostatnią niedokończoną sprawą. – Oh, a więc tym dla ciebie jestem? Moje oczy rozszerzają się gwałtownie, ale to nadal nie tłumaczy wszystkiego.

-Co chcesz wiedzieć? – Pytam i jestem dumna z tego, że mój głos nie drży. Wpatrujesz się we mnie tak długo, iż mam wrażenie że nie powiesz już nic więcej.

-Chcę wiedzieć, co się wtedy wydarzyło. Chcę wiedzieć to, czego mi wtedy nie powiedziałaś. – A więc stało się, pragniesz ode mnie tego, co powinnam ci dać siedem lat temu.
Pomimo tego, że dookoła siedzi blisko setka ludzi ja mam wrażenie, że jesteśmy tu sami. Tylko ty i ja.
Biorę oczyszczający oddech.

-Byłam taka młoda, tak bardzo przerażona perspektywą pozostawienia rodziny, przyjaciół…  -Słowa wypływają z moich ust, a ja ich nie kontroluję. Ty za to, z otwartymi ustami wpatrujesz się we mnie. Tak Miszka, mam zamiar powiedzieć ci wszystko.

-Widzisz, ty znałeś swoje życie od podszewki, mnie ono przerażało. Przerażały mnie nowe miejsca, bo kiedy raz, jeden jedyny raz postanowiłam zmienić coś w swoim życiu i wyjechać, tam na miejscu nic nie było takie jak sobie wyobrażałam. Tęsknota mnie zabijała, a ludzie… Ludzie byli tacy lodowaci. – Mój głos to szept, wśród szumu dookoła. Pochylasz się niżej, by słyszeć lepiej. – Więc wróciłam, obiecując, że nigdy więcej tego nie zrobię. Nie zostawię tego co już znam. Naprawdę próbowałam ci to wytłumaczyć, ale ty… To byłeś ty, zawstydzałeś mnie, nie umiałam, nie potrafiłam ci wtedy tego wszystkiego powiedzieć. A byłam ci to winna. Niestety dopiero po długim, długim czasie zrozumiałam, że miłość to ryzyko, że dla drugiej osoby powinno zrobić się wszystko, przezwyciężyć swoje lęki. Ale było za późno, bardzo za późno.
Kończę i spuszczam wzrok na swoje dłonie. Oddycham szybko, jak po przebiegnięciu kilku ulic, a ty milcząc wpatrujesz się we mnie.

-Idia, czemu ty mi tego nie potrafiłaś powiedzieć? Przecież wtedy wszystko byłoby inaczej. – Słyszę w twoim głosie cień bólu i udręki. Nie chciałam cię krzywdzić, nie chciałam nas krzywdzić. Oj Misza!
Unoszę wzrok, przechylam głowę.

-Co miałeś na myśli, mówiąc że jestem twoją ostatnią niedokończoną sprawą? – Krzywi się nieznacznie.

-Zasługujesz na szczerość za szczerość. – Stwierdzasz, po czym bierzesz głęboki oddech. – Żenię się i obiecałem narzeczonej, że przed ślubem zakończę wszystkie swoje niedokończone sprawy.


 Wracam do domu, w moich uszach wciąż dźwięczą twoje słowa: „Zasługujesz na szczerość za szczerość.” 
Zagryzam wargę, a w moje ramiona wpada niespełna siedmioletnia dziewczynka. Widzisz Miszka? Może to i dobrze, że wtedy tak się bałam? Bo moje korzenie nadal są tutaj, a twoje są teraz tam.



~*~
Mój Winiarski. 
Chociaż jeśli czytacie, możecie sobie tu wpasować każdego Michała, jakiego chcecie. 
I tak, tutaj są oneparty.
Póki co na nic dłuższego nie mam siły.

Wasza L.